Chodźcie
tu, trzej synkowie, niechaj matka wam powie,
|
Że
zadanie dziś czeka was duże:
|
Łeb
uczesać kudłaty i zawiązać krawaty.
|
No i
każdy ma być w garniturze!
|
Jeden
z drugim się szwendasz, ani spojrzysz w kalendarz.
|
Owszem,
wygląd i wzrok macie słodki.
|
Po
mnie macie te geny, ale dzisiaj Ireny!
|
Tak
się zowią wszak trzy wasze ciotki!
|
Pierwsza
z nich jest bogata, mieszka gdzieś na Kabatach.
|
W
skrzyni złoto, pierścionków stos z perłą.
|
Gdy
coś powiesz od duszy, to cioteczka się wzruszy
|
I
złotówek ci sypnie, i euro!
|
Druga
jest w Tarchominie, tam cię prezent nie minie.
|
Ona
salon ma samochodowy.
|
Coś
jej powiesz od duszy - stara ciotka się wzruszy
|
I
samochód ci da, całkiem nowy!
|
|
Adres
trzeciej: Grzybowska. Jej nazwisko: Kozłowska.
Sympatyczna,
lecz sprawę ma z biesem.
Coś
jej powiesz od duszy - i do leśnej cię głuszy
Wnet
zaciągnie - przepadłeś z kretesem!
|
Ma tam
swoich kompanów - i to panie i panów.
Towarzystwo
to jakieś szemrane.
Wchodzą
w lesie na górki, te łazęgi i szurki
Pójdziesz
z nimi – to masz przerąbane!
|
|
|
W
„Krzywym Ryju” śpiewają, za nic lata swe mają.
W
chaszcze włażą i w jakieś moczary,
A w chatynce
co mają, gusła tam odprawiają.
Jakieś
debły czy diabły i czary.
Wasza
ciotka ma świrka - pierwsza tam prowodyrka,
Więc
ostrzegam: na ciotkę uwaga!
A do
tego na szlaku ona znakiem Zodiaku
Cię
omami - bo taka jest Waga!
|
Taką
dawszy przestrogę, wnet wysłała ich w drogę,
Przykazawszy
odwiedzić kwiaciarnię.
I
wybrali się młodzi, a tu noc już nadchodzi.
Czy
przepadli synkowie gdzieś marnie?
Niech
opowieść się skraca, pierwszy synek powraca.
Głośno
śpiewa i wierszem coś gada.
Odwiedziłeś
Kabaty, dała ciotka dukaty?
Nie,
mamusiu, bo dziś Ireniada!
|

|
|
Ja po
lesie chodziłem, dużo wina wypiłem!
Turystyczne
piosenki śpiewałem!
Co tam
ciotka bogata, milsza mi leśna chata.
I na Debły
się też załapałem!
Czas
upływa niedługi, w progu staje syn drugi.
I z
nadzieją doń matka powiada:
Pewnie-ś
wprost z Tarchomina, jakże nowa maszyna?
Nie,
mamusiu, bo dziś Ireniada.
|
Ja po
lesie piechotą szedłem z wielką ochotą.
W
górskie tam wsłuchiwałem się treści.
Bo tak
pięknie mówili o jedynej tej chwili,
Gdy na
szczycie przyjaciel się zmieści!
Pewnie
się domyślacie: trzeci syn staje w chacie.
Ani
nogą nie włada, ni ręką.
-
Pewnie przez te ich gusła, ręka, noga ci uschła?
Nie,
mamusiu, ja szedłem z Irenką!
***
Nie
chcę mówić za wiele, ale morał się ściele.
Niech
na przyszłość on wszystkim się nada.
Mówmy
sobie tak w Klubie: "ja cię t e ż bardzo lubię!"
I
niech zawsze nam trwa Ireniada!
|

|
K ON I E C
|
|